Dziś obchodzimy Dzień Edukacji Narodowej, wspominamy nasze szkolne lata, nauczycieli, wychowawców. Oto wypowiedzi – wspomnienia, o które poprosiliśmy mieszkańców naszego powiatu.
Okres nauki w szkole, to taki czas w życiu młodego człowieka, w dużej mierze kształtujący naszą osobowość. Bardzo ważne, aby trafić w tym czasie na odpowiednie wzorce, autorytety. Uczymy się przez całe życie, jednak w okresie buntu, potrzebujemy osoby, która narzuci rytm, przymusi, odpowiednio nas pokieruje. W okresie dojrzewania postrzegamy nauczycieli, jako osoby przyjmujące cechy autorytarne, wszystkich dookoła pouczające, wszechstronne i nieomylne.
Z biegiem czasu doceniamy ich wysiłek i trud, który poprzez bagaż doświadczeń przekłada się na nasza kulturę i wychowanie. Najważniejsze w okresie edukacji szkolnej, to dobra atmosfera i przyjaźnie, które budują wspomnienia. W Dniu Edukacji Narodowej życzę przede wszystkim nauczycielom dalszej satysfakcji z wykonywanej pracy i zdrowia.
Bartosz Sadowski-Brychcy
Zuzanna często przyjeżdża do swojej babcia, mieszkającej w powiecie wolsztyńskim. Podczas ostatnich odwiedzin poprosiłam ją o podzielenie się swoimi wrażeniami w nowej szkole – liceum w Poznaniu.
Oto jej pisemna wypowiedź:
Pierwszy rok w liceum wyobrażałam sobie jako ten rok, w którym miałabym polubić szkołę. Oczami wyobraźni widziałam piękne sale lekcyjne, wspaniałych nauczycieli i wielu ludzi, którzy mieli zostać moimi przyjaciółmi. Niestety, już pierwszego dnia zawiodłam się. Liceum wyglądało dokładnie tak samo jak podstawówka. Zdarty kolor ścian, gumy poprzyklejane pod parapet i ten sam zapach stęchlizny. Wkrótce potem poznałam nauczycieli. Oni również nie byli tacy jak w mojej wyobraźni. Od początku sprawiali wrażenie jakby znudzonych, i wcale nie cieszyli się, że będą mieli do czynienia z ludźmi tak wspaniałymi jak np. ze mną. Po rozpoczęciu roku wróciłam lekko zniesmaczona, ale nie traciłam nadziei. Po cichu wmawiałam sobie, że to tylko pozory i na pewno mi się wydawało. Niestety, nie wydawało mi się. Szkoła nawet w jednym calu nie przypominała tej w amerykańskich filmach. Nie przypominała nawet tej w polskich filmach. Pierwszego dnia nauki, okazało się, że młodzież wcale nie potrafią się integrować. Nie umieją rozmawiać, żartować, co niektórzy zakładają maski, by ukryć prawdziwe ja. Wielu z nas jest zagubionych, przestraszonych i kompletnie nie potrafi się odnaleźć w nowej klasie. Pedagodzy z naszej szkoły w ogóle się tym nie przejęli. Od początku roku nie mieliśmy żadnych zajęć, podczas których moglibyśmy się lepiej poznać. Moim zdaniem, nauczyciele wykazali się ogromnym nie profesjonalizmem i pokazali, jak niewiele dla nich znaczy dobra atmosfera w klasie. Zauważyłam również duży przeskok. W podstawówce byliśmy traktowani jak dzieci. Natomiast w liceum wszyscy uważają, że jesteśmy już dorośli. Nie ma złotego środka. Bardzo trudno było przystosować mi się do nowej sytuacji zwłaszcza, że był to mój pierwszy rok po zdalnym nauczaniu, i o wiele, wiele większych wymagań. Uważam, że nauczyciele nie wykazują współczucia i zrozumienia w kontekście błędów, które popełniamy. W szkole panuje tak zwana zimna kalkulacja. Nauczyciele próbują wzbudzić respekt, zaniżając nasze poczucie bezpieczeństwa. Na dodatek pojawiło się dużo kartkówek i ogrom nauki. Idąc do liceum byłam tego świadoma, jednak nie spodziewałam się, aż takiej ilości obowiązków. Zazwyczaj do szkoły przychodzę już na 7:30, a wracam do domu o godz. 15:30. Proszę mi wierzyć, pierwsze co robię, to siadam do nauki i zakuwam do np. 20 wieczorem. Potem kładę się spać. Nie mam czasu na odpoczynek, na spokojne zjedzenie obiadu, właściwie to na nic nie mam czasu. Po zdalnym nauczaniu nikt z nas nie był przygotowany na coś takiego. Mam nadzieję, że za jakiś czas atmosfera w klasie i nastawienie uczniów oraz nauczycieli zmieni się na lepsze. Mimo wszystko cieszę się, że dostałam się do jakiejkolwiek szkoły, ponieważ cała rekrutacja i nabór do liceów był bardzo skomplikowanym procesem i dość wyczerpującym. Na szczęście udało się. Teraz staram nastawiać się pozytywnie na każdy nowy dzień i skupić przede wszystkim na nauce.
Zuzanna z pierwszej klasy liceum
Pani Maria lat 58
Do szkoły chodziłam w czasach ciężkiej komuny i nie najlepiej wspominam ten czas pomimo, że oceny miałam dobre. Uczeń niewiele mógł w tamtych czasach, a już na pewno nie mógł powiedzieć tego, co myśli. Nauczyciel zawsze miał rację, a gdy jej nie miał, no cóż, to i tak rzadko kto się przeciwstawił. Pamiętam nauczyciela matematyki. Potrafił ciągnąć za włosy i walnąć ucznia w twarz. Budził postrach, a przecież nie o to chodziło . Uczeń nieprzygotowany zostawał po lekcjach, ale nikt go nie pytał czy dany materiał rozumie. Wiedziałam, że wielu moich kolegów i koleżanek musiało pomagać rodzicom w gospodarstwie, na naukę nie mieli czasu. Do szkoły szli niechętnie na zrozumienie liczyć nie mogli. Podręczniki dziedziczyło się po starszym rodzeństwie, ale już z lekturami było gorzej. W księgarni ich nie było, a w bibliotece 2, 3 egzemplarze. Często po lekcjach zbieraliśmy się w domu i czytaliśmy wspólnie. Nie istniały korepetycje, rodzice zapracowani też nie pomogli. Często też czas spędzony w szkole to strach, rozczarowanie i niechęć. Szczególnie, a zdarzało się to często, gdy nauczyciel wystawiał oceny nieobiektywnie. Tak było w latach siedemdziesiątych. Nie przypominam sobie, aby ktoś z nami w szkole rozmawiał o naszych problemach, pytał w ogóle o zdanie. To nie był łatwy okres w życiu.
Pani Magdalena lat 34
Przede wszystkim źle jest przeprowadzona rekrutacja na studia, które dają kwalifikacje do wykonywania zawodu nauczyciela. Bywa, że nauczycielem zostają osoby, które nie mają swojego pomysłu na życie i jak to się mówi „z braku laku” uczą dzieci i młodzież. Covid jeszcze bardziej obnażył brak profesjonalizmu i charakteru cechy, które, powinien posiadać prawdziwy nauczyciel. Już w przedszkolu gdzie powinno być dużo „ciepła” odstawiana jest po prostu musztra. Z kolei w praktyce nauczyciel nie ma prawa podnieść głosu, ponieważ dzieci wychowywane są bezstresowo. Efekty tego wszystkiego są takie, że sfiksowana młodzież rządzi bezradnymi nauczycielami.
Pan Franciszek lat 52
W szkole podstawowej uczyli nauczyciele. Gorzej było potem, nauczycieli takich prawdziwych było niewielu. Dlatego podstawówkę wspominam mile. Wychowawczyni dużo z nami rozmawiała i traktowała jak własne dzieci. Nawet niektóre wybryki kryła przed rodzicami. W szkole średniej już miałem swoje zdanie i zgoła odmienne niż nauczyciele i chyba dlatego wolałem trzymać się na dystans. Jednak, jak patrzę na dzisiejszą szkołę, to widzę, że większość nauczycieli to „zadawacze i sprawdzacze” – sprawdzają umiejętności i wiedzę uczniów i rodziców . Niewielu nauczycieli jest z powołaniem, a szkoda, bo przecież mają wpływ na młodsze pokolenie.
Pan Marcin lat 27
Ogólnie dobrze wspominam swoją szkołę. Zapamiętałem kilku nauczycieli np. od fizyki. Nie miał pojęcia o czym miał nas uczyć, przeważnie otwierał podręcznik i czytał definicję to była cała lekcja, nauczył nas bardzo mało. Dobrze, że liceum zaczynałem od podstaw. Reszta była w miarę normalna. Lekcja wychowania fizycznego zawsze wyglądała tak samo – rozgrzewka(bieganie) dostaliśmy piłkę i graliśmy w nogę. W razie jakiegoś rozgardiaszu za karę musieliśmy grać w siatkówkę .Nauczycielka od wychowania do życia w rodzinie najczęściej była zażenowana, niewiele z nami rozmawiała, przeważnie oglądaliśmy jakieś filmy. Nam było głupio, jej było głupio i tak kończyła się lekcja. Wymagający był nauczyciel matematyki. Niewielu dorównywało nauczycielce historii. Zawsze była dobrze przygotowana i ciekawie prowadziła lekcje.
Pan Waldemar lat 55
Dobrze wspominam czasy szkolne fajni koledzy i nauczyciele. Była dyscyplina. Nauczyciel był autorytetem. Pomimo komuny, w szkole nie było indoktrynacji politycznej. Nie było narkotyków i tym podobnych zagrożeń. Lubiłem się uczyć, więc wymagający nauczyciele (a byli np. od j.polskiego) też nie byli mi straszni. Dobrze wspominam ten czas pomimo różnych akademii 1-majowych i 22 lipca. Czasy się zmieniły, ale nie zawsze w szkole na lepsze.
Alina Napieralska