Trudna droga pani Mirki do trzeźwości

9 mins read

Od 30 lat publikujemy zwierzenia alkoholików. Wśród nich byli i tacy, którym udało się przestać pić. Droga do ich trzeźwości była nieraz długa i skomplikowana. Wielu z nich pierwszy kontakt z alkoholem miało już w szkole podstawowej.

Pani Mirka jest alkoholiczką. Miała 14 lat, gdy  po raz pierwszy wypiła piwo. Oto, co powiedziała o sobie:

– Zanim wypiłam pierwszą kroplę alkoholu, byłam już ,,alkoholiczką”. Dziś w wieku 50 lat, jestem o tym przekonana. Urodziłam się w rodzinie patologicznej, mieszkającej w suterenie. Ojciec był uzależniony odkąd pamiętam. Mama po latach też uzależniła się od alkoholu. Alkohol był wszechobecny i myślałam, że takie jest życie  i wszyscy też piją. Taki miałam obraz. Nie akceptowałam tego stylu życia i marzyłam, że jak będę dorosła nie będę piła alkoholu. Nie pamiętam, aby w dzieciństwie ktoś mnie przytulił, ukochał. Towarzyszyła mi bieda, byłam głodna, gorzej ubrana. W szkole bardzo tego się wstydziłam i nauczyłam się kłamać. Na przykład mówiłam, że mieszkam w tym ładnym domu, a nie w suterenie. Kłamałam, że na    I Komunię dostałam piękne prezenty, a nie dostałam żadnego. Towarzyszyło mi poczucie niższości. Po rozwodzie mamy z ojcem, zmieniłam szkołę, ponieważ mama otrzymała mieszkanie w bloku. Szybko jednak znalazła drugiego męża, także uzależnionego i sama też zaczęła pić. Ja i moja trójka rodzeństwa , tak naprawę chowaliśmy się sami. Moja o cztery lata starsza siostra przejęła wychowanie.  Bardzo mnie biła, zamykała w pokoju. Choć warunki mieszkaniowe polepszyły się, to moja sytuacja nie zmieniła się. Do trzeciej klasy uczyłam się dobrze, w czwartej klasie, po zmianie szkoły, byłam w niej szykanowana, wytykana palcami, a jeden z kolegów mnie maltretował. Nie potrafiłam się nikomu skarżyć, nie miałam znikąd pomocy i po pewnym czasie przestałam chodzić do szkoły. Powtarzałam klasę. Przebrnęłam do następnej VI klasy. I wtedy zainteresowała się mną pani pedagog. Skierowała mnie do szkoły z przyuczeniem do zawodu krawcowej. W tej szkole po raz pierwszy poczułam się dobrze. Rówieśniczki były w podobnej sytuacji jak ja. Lubiłam szkołę.

Na osiedlu poznałam chłopaków, którzy pili alkohol. W jakimś momencie  go spróbowałam i poczułam ,,to coś”. Alkohol sprawił, że stałam się odważniejsza, wygadana. Mając 15 lat zakochałam się w starszym o rok, uzależnionym chłopcu i zaszłam w ciążę. Po ośmiu miesiącach urodziłam dziecko. W czasie ciąży nie piłam alkoholu, ale paliłam papierosy. Miałam 16 lat i syna. Zamieszkałam z jego ojcem jako rodzina, zupełnie do tej roli nie przystosowana. Okazało się,  że jest psychopatą. Bił mnie, nie wypuszczał do pracy. Z mieszkania na ósmym piętrze wyrzucał moje rzeczy. To był chłopak z traumatycznymi przeżyciami. Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Pozostało po nich mieszkanie, samochód i oszczędności, które w bardzo krótkim czasie przepiliśmy. Gdy mój syn skończył dwa latka, uciekłam z nim do matki, która była już też uzależniona. Mieszkałam w jednym pokoju z synem i dwójką braci.  W tym czasie zakochałam się w koledze mojego byłego partnera. Planowaliśmy ślub , mieliśmy wyznaczoną datę. Któregoś wieczora poszliśmy na dancing, a ja rano obudziłam się przy boku innego mężczyzny. Wcześniej, po alkoholu, ,,urwał” mi się film. Miałam poczucie wstydu, nienawiści i obrzydzenia do siebie. I wtedy po raz pierwszy zastanowiłam się, co jest nie tak ze mną, z moim piciem. Miałam 21 lat. Partner mi wybaczył. Byłam w ciąży, ale usunęłam ją. Wtedy  uważałam, że to jedyne rozsądne wyjście. Wzięliśmy ślub, zamieszkałam z jego mamą i siostrą. On był dysk jokejem w lokalu i co tydzień tam chodziłam. On pił i ja. W międzyczasie doszło picie w tygodniu – w ogródku letnim. Przez długie lata towarzyszyło mi poczucie winy, przyzwalałam mężowi na zdrady i poniżanie mnie. Żyliśmy niby normalnie. Znajomi uważali, że jesteśmy zgodnym małżeństwem, a tymczasem my biliśmy się, wyzywaliśmy się i piliśmy. Ja już wtedy marzyłam o piciu ,,normalnym”, ponieważ nie brałam pod uwagę życia bez alkoholu.

W tym czasie mój nastoletni syn uzależnił się od narkotyków, a ja nieświadoma swojego problemu alkoholowego, wysyłałam go na terapie, nie dając z siebie przykładu. Syn do dzisiaj nie uporał się ze swoim nałogiem. Wiem, że dzieciom trzeba dawać przykład, a nie wykład.

Po14 latach mojego małżeństwa zmieniłam pracę ze szwaczki na barmankę w lokalu,  w którym pracował mój mąż. Tu zaczęły się moje ciągi, czyli codzienne picie. Zobaczyłam, na jaką skalę jestem zdradzana. W 15 rocznicę ślubu uznałam, że już nie będę męczennicą, za to, co zrobiłam przed ślubem.  Postanowiłam rozstać się z mężem. Po tym rozstaniu, rozpoczął się dziesięciomiesięczny ciąg z emocjami – z użalaniem się nad sobą, zmarnowanym życiem i że zostałam sama. Nadal pracowałam z byłym mężem jako barmanka i tam przy ludziach wyzywaliśmy się i biliśmy się. Wtedy zainterweniował mój szef, który był też kolegą. Rozmawiał ze mną i poradził, abym coś zaczęła ze sobą robić. Wtedy poszłam na pierwszą swoją terapię. Na niej nazwałam się alkoholiczką i zaangażowałam się w nią. Zasugerowano mi pójście na miting Anonimowych Alkoholików, co oczywiście wykonałam. Miałam wtedy 37 lat. Niestety, uznałam, że nie jest to miejsce dla mnie, dopatrzyłam się różnic i stwierdziłam, że ja jestem lepsza od tych ludzi na mitingu. Łącznie  z terapią w abstynencji wytrzymałam 4 miesiące, nie robiąc ze sobą kompletnie nic. Potem wróciłam do picia. Ten okres był krótki, ale intensywny. Przestraszyłam się tego i wróciłam do terapeuty, prosząc, aby mnie zaszył, bo bardzo dużo piję. A on był alkoholikiem, który nie pił już 25 lat. Powiedział mi, że nie będzie mnie zaszywał, tylko mam chodzić na mitingi, bo jestem silną kobietą. Nie przekonał  mnie do tego i jednak zdecydowałam się na wszywkę.

W czasie 11 miesięcy abstynencji od alkoholu, nie zmieniając kompletnie życia, myślenia , ludzi wokół mnie, zaczęłam zażywać narkotyki. Po tych 11 miesiącach, nie zważając na picie z wszywką, zaczęłam znów pić. I tak zaczął się ostatni półtoraroczny ciąg. W tym czasie piłam codziennie. Chodziłam jak maszyna do pracy i do domu. Pracy nie straciłam, byłam nadal barmanką, a w pracy można było pić. Wiele osób nie zauważyło tego, ponieważ byłam dobrze ubrana, zadbana. To był kamuflaż. W nocy zdarzało mi się zachowywać niemoralnie, a na drugi dzień miałam wyrzuty sumienia i obrzydzenia. W tym czasie doświadczyłam dolegliwości choroby alkoholowej: lęku, bezsenności, drżenia rąk, pocenia się i silnego przymusu picia, by przetrwać kolejny dzień. W tym czasie planowałam setki razy przestania picia ,,od jutra”. Obsesja była jednak tak silna, że się nie udało. Pod koniec ciągu czułam się bardzo samotna, mimo  że pracowałam wśród ludzi. Po półtora roku wzięłam urlop dziewięciodniowy, żeby odpocząć od picia. Planowałam, że nie ruszę alkoholu. Niestety, całe osiem dni piłam w domu. Alkohol dowoziła mi taksówka. Podświadomie chciałam umrzeć. Po ośmiu dniach leżąc, na łóżku, nie mogłam wstać, by dojść do toalety. Swoimi marnymi myślami zwróciłam się do Boga: Boże, jeśli tak ma wyglądać dalsze moje życie, to albo niech tu zdechnę, albo niech się coś zmieni”. Następnego dnia wstałam po nieprzespanej nocy i już się nie napiłam, choć miałam alkohol w domu. Nie miałam już ochoty, aby się napić, przypomniałam sobie o mitingach AA. Nie miałam żadnych namiarów na mitingi. Przyszedł mi na myśl mój były mąż, bo słyszałam, że gdzieś chodzi na mitingi. Zadzwoniłam do niego i dał mi adres. Powróciłam na miting AA i tam doświadczyłam przecudownego uczucia, które nazwałam ,,przynależność”.  Po roku mojego niepicia, moja matka, która była alkoholiczką zaginęła gdzieś na melinie. I po raz pierwszy pomodliłam się o jej odnalezienie. Mama znalazła się. Wtedy jeszcze nie wiązałam tego faktu z modlitwą. Po tym zdarzeniu, kiedy moja mama piła dalej, aby przeżyć kolejny dzień, ja zrozumiałam, jaką przeogromną łaskę dostałam od Boga, że ja już nie muszę pić z mamą. Choroba alkoholowa zabrała ją, zapiła się. Od tej pory, każdego dnia padam na kolana i dziękuję Bogu, za łaskę trzeźwości.

Na mitingu poczułam się tak wspaniale, jak w szkole odzieżowej. Byli tam ludzie, tacy sami jak ja. Od pierwszego dnia postawiłam wszystko na moją trzeźwość. Na mitingach dopatrzyłam się podobieństw, a nie różnic. Chodziłam na mitingi trzy, cztery razy w tygodniu, pracując nadal w barze. Do jakiegoś czasu bałam się alkoholu, ale po około roku, dotarło do mnie, że alkohol sam do buzi nie trafia, trzeba po niego wyciągnąć rękę. Dziś z perspektywy lat widzę, że odebrano mi obsesję picia i poczułam się wolnym człowiekiem. Dosyć szybko samo niepicie zaczęło mnie nudzić, bo nic się nie zmieniało w moim życiu. Ciągle źle się czułam, towarzyszyło mi nadal niskie poczucie wartości, lęki, strach, obawy. Mimo że nie piłam, to kradłam, oszukiwałam, kłamałam. Wtedy zainteresowałam się Programem 12 kroków AA, dlatego, że usłyszałam od niektórych uczestników mitingu, że są szczęśliwi, nie oszukują, nie kradną, bo pracują na tym programie. Postanowiłam poprosić o sponsorowanie (czyli o pomoc drugiego alkoholika). Rozpoczęłam pracę nad Programem 12 Kroków i moje życie zaczęło się w końcu zmieniać. Te pierwsze 3 Kroki spowodowały, że zaakceptowałam w stu procentach swoją chorobę alkoholową. Poczułam, że jest Siła, która mnie prowadzi, w moim przypadku to Pan Bóg. W kolejnych Krokach programu weszłam w głąb siebie. Dowiedziałam się kim jestem, jakie mam wady i zalety. Przebaczyłam sobie  i innym przeszłość. W kolejnych Krokach nawiązałam większą więź z moim Bogiem i poczułam odpowiedzialność za to, co dostałam od Boga i wspólnoty AA i że  powinnam także oddawać, to innym. Od tej pory niosę pomoc drugiemu człowiekowi. Zmieniłam się dzięki Panu Bogu. Wymodliłam sobie, po trzech latach niepicia, zmianę pracy. Przestałam palić papierosy, rzuciłam psychotropy i zrezygnowałam z solarium. Wróciło mi poczucie wartości. Przestałam oczywiście kraść,  oszukiwać, zaczęłam szanować siebie i ludzi. Żyję 24 godzinami, wykonując codziennie pewne sugestie z Programu 12 Kroków – modlitwa, czytanie literatury, mitingi AA i pomoc drugiemu alkoholikowi.

Dzięki temu lepiej mi się żyje. Jeżdżę do ośrodków terapeutycznych, zakładów karnych, aby się dzielić doświadczeniem.  Teraz, gdy mam problem tak, jak normalni ludzie, jestem dzięki trzeźwości i kontaktowi z Bogiem w stanie poradzić sobie z każdym problemem.

Co poradziłaby Pani osobom będącym w takim stanie, jak pani 9 lat temu?

– Przede wszystkim należy zwrócić się z prośbą o pomoc, ponieważ my, pijący alkoholicy, nie umiemy o nią prosić. Mnie uratował Pan Bóg, Wspólnota AA i moja ciężka praca, ponieważ mitingi AA wpisałam w życie, tak jak pracę, jedzenie, kontakt z drugim człowiekiem. Dzięki temu utrzymuję trzeźwość.

Anna Domagalska

2 Comments

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Poprzedni

Pożar jachtu w Osłoninie

Następny

W Kębłowie były trzy młyny

Ostatnie z

Promocja książki

Z wielką radością i dumą możemy zaprezentować Państwu książkę „Wolsztyn Dzieje Miasta”. Monografia Wolsztyna została wydana

Niedziela Palmowa

Uczniowie Szkoły Podstawowej nr 1 im. Powstańców Wielkopolskich w Wolsztynie wykonali palmy , jak i rysunki