1 sierpnia rozmawiałam z panem Edwardem Lisiewiczem, który 26 sierpnia obchodzić będzie 101 rocznicę urodzin. A że nasza rozmowa przypadła w 80. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, zapytałam pana Edwarda o czasy okupacji niemieckiej.
-To były straszne czasy. Miałem 16 lat, gdy wybuchła II wojna światowa. W Kuźnicy Zbąskiej mieszkało wiele rodzin niemieckich i to oni pisali do Arbeitsamutu o przydzielenie im pracowników do ich gospodarstw. Wielu Polaków z naszej wsi pracowało na gospodarstwie u Niemców. Ja byłem zatrudniony w gospodarstwie, ale nie mogę narzekać, bo gospodyni Niemka dobrze mnie traktowała.
Pan Edward wspomina sąsiada Władysława Żoka – miał on gramofon i któregoś dnia puścił melodię hymnu polskiego ,,Jeszcze Polska nie zginęła”. Ktoś ,,życzliwy” doniósł Niemcom i na drugi dzień przyjechali żandarmi i aresztowali go. W więzieniu był bity do nieprzytomności. Po miesiącu powrócił do Kuźnicy Zbąskiej, ale całkowitego zdrowia nie odzyskał. Za Władysławem Żokiem wstawili się Niemcy – katolicy. Pan Edward mówił o rozstrzelanych Polakach przed dworem we wsi. Wymienił nazwiska Niemców, którzy dokonali tej zbrodni. Florian Olszak z ukrycia obserwował to straszne wydarzenie (od red. w 1969 roku postawiono pomnik upamiętniający 12 zamordowanych Polaków). W swoich wspomnieniach pan Edward przywołał ojca Jana Lisiewicza, który brał udział w Powstaniu Wielkopolskim
– 30 grudnia 1918 roku mój ojciec wyruszył z Tłok, gdzie mieszkał, do Wolsztyna. Napotkany po drodze Niemiec powiedział ,; Idą Polacy”. 1 stycznia 1919 roku przystąpił do powstania. Ojciec walczył o Kopanicę, Chobienice, Zbąszyń.
Pan Edward jest niezwykle pogodny.
– Nigdy nie narzekałem, a teraz życzyłbym wszystkim, aby mieli taką opiekę, jaką ja mam ze stron bratanicy Sabiny. Całe życie mieszkam w Kuźnicy Zbąskiej, która do 1999 roku należała do powiatu wolsztyńskiego.
Pan Edward nie założył rodziny. Pracował jako portier w Zakładach Przetwórstwa Owocowego w Wolsztynie.
– Nigdy nie chorowałem, być może tylko jako dziecko, ale tego nie pamiętam. Jak miałem 96 lat przeszedłem w Poznaniu zabieg usunięcia zaćmy.
Na pytanie czy uprawia pan jakiś sport, czy pływał w Jeziorze Kuźnickim odpowiedział:
– Nie uprawiałem żadnych sportów, przede wszystkim spacerowałem i do dziś też chodzę na spacery. W jeziorze nie pływałem, bo tam co roku ktoś się topił, wchodziłem tylko do wody.
Czy stosuje pan jakąś dietę?
-Nie. W naszej rodzinie, w gospodarstwie bijemy cztery świnie rocznie i głównie jadamy wieprzowinę no i kurczaki. Kolację już zawsze jem postną – serek jakąś rybkę.
Pan Edward Lisiewicz ma doskonałą pamięć. Podał mi daty urodzin rodziców, różnych wydarzeń, a także wymienił wszystkich proboszczów, którzy po wojnie posługiwali we wsi Jabłonna. Przed wojną mieszkańcy Kuźnicy Zbąskiej uczęszczali do kościoła w Tuchorzy. Wspominał swoją uroczystość z okazji stulecia urodzin przygotowaną przez OSP, (w tej organizacji działał) Koło Gospodyń Wiejskich. Życzenia składał burmistrz Rakoniewic.
To była naprawdę interesująca rozmowa przede wszystkim budująca i napawająca optymizmem, ponieważ pan Edward nigdy nie narzekał.
Anna Domagalska