Do jedynego w Polsce „żywego” muzeum wina członkowie Uniwersytetu Trzeciego Wieku z Wolsztyna udali się w upalny lipcowy dzień. Niezwykłe Lubuskie Centrum Winiarstwa ma swoją siedzibę w Zaborze niedaleko Zielonej Góry.
Zaraz po przyjeździe zwrócił naszą uwagę widok na rozlegające się tam tereny (o powierzchni ogółem 35 ha), gdzie na nasłonecznionych stokach, uprawia się winorośl. Zaintrygowały nas też trzy ogromne beczki na polu. Pewnie z winem – pomyśleliśmy. Od razu znaleźli się chętni, by te beczki poturlać do Wolsztyna. Przed wejściem do budynku Centrum i podczas dalszego zwiedzania, jeden z jego pracowników przekazał nam informacje o zielonogórskich winnicach, na których jak podają pierwsze udokumentowane historyczne źródła z 1314r., uprawiane były winne krzewy już od XIII wieku.
Zachęcamy każdego do odwiedzenia Zaboru, ponieważ winiarskie dzieje regionu są imponujące. Zresztą któż by nie był ciekawy zobaczyć miejsca, o których antyczna legenda opowiada, że po zamordowaniu Bachusa przez tytanów, bogini Atena Pallas jego krwią pokropiła tereny przyszłych regionów winiarskich. Jedna z kropel spadła do Grunberga ( dawna nazwa Zielonej Góry), co zapoczątkowało tradycję winiarską (źródło: Lubuskie – materiał reklamowy Urzędu Marszałkowskiego Województwa Lubuskiego w Zielonej Górze). Dowiedzieliśmy się też tego, że w XIII stuleciu wokół Zielonej Góry było 2200 winnic i że w 1826 r. rozpoczęto tutaj produkcję pierwszego w Niemczech szampana. W Zaborze – na Lubuskim Szlaku Wina i Miodu, oprowadzający przekazał nam między innymi informację o wspaniałym szczepie Riesling, którego wyjątkowy smak rozpoznają znawcy wina z całej Europy i omówił proces produkcji wina, pokazał służące temu urządzenia. Okazało się, że gdy byłam studentką, zbierałam winne grona na starej, poniemieckiej plantacji blisko drogi na Krosno Odrzańskie, o czym wówczas nie wiedziałam.
Na degustację dobrych win zaproszono nas do Winnicy Międzypole. Poczuliśmy aromat i smak nie tylko dobrych win, ale i miodu, bo spotkanie
i prezentacja winno – miodowa miały miejsce w Pszczelarni SŁODNIK
Marta Słodnik wprowadziła nas w świat pszczół i z prawdziwym znawstwem tematu opowiedziała o rodzinnej pasiece, odziedziczonej po pradziadku Edwardzie Słodniku. W rodzinie Słodników tradycje pszczelarskie siegają lat dwudziestych XX wieku. Z prawdziwą dumą mówiła o swoich korzeniach, związanych z podwolsztyńskim Niałkiem Wielkim, Mochami, Kębłowem, gdzie już przed stu laty przodkowie opiekowali się brzęczącymi pszczołami. Zobaczyliśmy styropianowe (!) i drewniane ule. Zaciekawiły nas informacje o pszczelich tańcach – werbunkowym i alarmowym zbieraczek, czyszczącym, który ma zachęcić inne pszczoły do czyszczenia ciała tancerki, która wstrząsa ciałem i przestępuje z nogi na nogę, o tańcu radości, czyli grzbietowo – brzusznej wibracji odwłoka. Ten ostatni wykonują robotnice przygotowujące młodą matkę do lotu godowego. W innym jeszcze tańcu masażowym, wykonywanym przez robotnice, pobudzane są inne pszczoły do „masowania” jej żuwaczkami i języczkiem. Słuchaczy UTW zainteresowały też wiszące w posesji plansze z ciekawostkami o pszczołach.
Oto niektóre z nich:
* Pszczoła w locie uderza skrzydłami ponad 20.000 razy na minutę, tj. 350 – 435 razy / sekundę.
* W sezonie, średnio silna rodzina wychowuje ok. 150.000 robotnic .
* W ciągu doby matka pszczela składa 1.500 – 2.000 jajeczek, wyjątkowo 3.000 sztuk. Ich waga jest równa wadze ciała matki. Ciężar równy połowie wagi jej ciała .
* Zbadano, że pszczoła wracając do ula z nektarem i obnóżem pyłku, dźwiga ciężar równy połowie wagi jej ciała. To fenomen natury!
Słuchaliśmy wszystkiego z dużym zainteresowaniem na świeżym powietrzu siędząc blisko mini tężni w pięknej altance. Pijac kawę degustowaliśmy miodowe delicje i zajadaliśmy się pysznym babcinym plackiem. Każdy dostał na drogę różne rodzaje miodu. Nikogo pszczoła nie użądliła. Było słodko, miło, a od wina w głowie się kręciło i brzęczało do samego Wolsztyna. Na koniec zaproszono nas na obiad do restauracji „TEXIKANA” w Kolsku. Prezes Adam Cukier jak zwykle żartował, że w „Mexicanie” będzic korrida.. Żadnych byków jednak nie było, a co niektórzy myśląc, że byli w „Taxikanie” chcieli wracać taksówką.
Te wszystkie kulinarne, winne i miodowe przyjemności były możliwe dzięki projektowi Trzeci Wiek w zdrowiu z udziałem Uniwersytetów Trzeciego Wieku.
Elżbieta Kopowska – Woźna