W kwietnia uroczyście obchodzono 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim. Powstanie to ukazało bohaterstwo Żydów, którzy chcieli godnie umrzeć. W tym dniu przypomniano także, że jedynie w Polsce za pomoc Żydom groziła kara śmierci .
Ze zdumieniem przyjęłam słowa wypowiedziane przez pewną panią profesor, która stwierdziła w rozmowie z dziennikarką TVN, że ,,Żydzi bardziej bali się swoich sąsiadów Polaków niż Niemców. Wypowiedź ta zbulwersowała wiele osób. Postanowiłam przypomnieć niektóre wydarzenia z okresu okupacji opublikowane w ,,Głosie Wolsztyńskim” w ciągu ostatnich 32 lat.
W słowie pożegnalnym, po śmierci mojej Mamy w 2009 roku, wspomniałam także o jej przyjeździe do Warszawy podczas okupacji. Wybrała się do stolicy, do znajomych. Nie zrobiła zamierzonych zakupów, ponieważ wszystkie pieniądze wydała dzieciom żydowskim wychodzącym z kanałów. Nie zostawiła sobie nawet pieniędzy na powrotny bilet do Ostrowca Świętokrzyskiego.
W artykule „Ocalić jedno życie ” przedstawiłam historię rodziny wygnanej podczas wojny z Karpicka – gmina Wolsztyn. Aurelia Materna wysiedlona została wraz z rodziną do Generalnej Guberni. Trafili do Ratyńca. Była w ciąży i 6 kwietnia 1940 roku, w szpitalu nazywanym ,,Klimowizna” urodziła córkę Eugenię. W tym samym czasie pewna Żydówka urodziła także córkę. Nie miała pokarmu, więc pani Aurelia karmiła jej córeczkę. Kiedy karmiła dzieci, wpadli do szpitala Niemcy. Żydówkę wyciągnęli z łóżka. Zdążyła odwrócić się w stronę pani Aurelii, rzucając jej wymowne spojrzenie. Jeden z Niemców odezwał się do p. Aurelii mówiąc: ,,ma urodzaj”. Odpowiedziała po niemiecku. Zdziwiony Niemiec zapytał ,,skąd zna tak dobrze język niemiecki?”. Odpowiedziała, że pochodzi z Wielkopolski i została stamtąd wysiedlona. W tym szpitalu pracował lekarz z Poznania. Ze względu na bezpieczeństwo Aurelii, przeniósł ją do osobnego pomieszczenia, aby mogła karmić swoją córkę i Żydówkę. Ojcem dziewczynki, jak się okazało, był Polak. Przynosił jedzenie, aby miała pokarm. Uratowana Żydówka, już jako dorosła osoba, odwiedziła w Karpicku swoją ,,drugą mamę”, bo tak ją nazywała.
Genowefa Pepke, z domu Domagalska podzieliła los wielu wolsztynian. Całą jej rodzinę Niemcy wyrzucili z domu. Znaleźli przystań w Starachowicach na Kielecczyźnie. Genia znała język niemiecki, więc została zatrudniona wraz z siostrą Władysławą w administracji. Pomagała tym, którzy nie mieli kartek na żywność. Cyganie nie mieli prawa do otrzymania kartek żywnościowych. Podrabiała je i dawała im. Zaprzyjaźniła się z Żydówką Genowefą Rauf, która przyznała się do swojego pochodzenia i do tego, że nie pochodzi z Wielkopolski, jak to powszechnie mówiła. Matka jej była malarką . Genowefa Rauf przeżyła wojnę, zamieszkała w Szwajcarii i do śmierci utrzymywała kontakt z wolsztynianką. Zapraszała ją do Szwajcarii. Jak wspominał jej mąż, jeszcze na łożu śmierci mówiła o przyjaźni z Genią Domagalską.
We wspomnieniu, po śmierci Genowefy Pepke w 2003 roku, przypomniałam również, jak Cyganie z rodu Kwieków, odwdzięczali się za kartki żywnościowe. W święta rewanżowali się występami pod oknami starachowickiego mieszkania.
Po wojnie w restauracji przy ul. Mielżyńskiego w Poznaniu, gdy przy stoliku siedziała Genia z bratem podeszła do nich orkiestra cygańska. Cyganka zawołała „O nasza pani, która nas w czasie wojny ratowała”.
Oczywiście, w czasie wojny działali szmalcownicy oraz osoby współpracujące z Niemcami. W pierwszym numerze ,,Głosu”, w 1990 roku, w artykule ,,Gość z Teksasu”, opublikowałam opowiedzianą przez panią Janinę Kurkową historię Żyda Leo z Teksasu, który przyjechał w 1988 roku do Wolsztyna, do biura ZBoWiD-u. Chciał pokazać swojej córce obóz w Ruchockim Młynie – gmina Wolsztyn, w którym w czasie wojny pracował przy regulacji rzeki Dojcy. Pokazał córce stajnię i koryto, z którego jadł. Przede wszystkim chciał odszukać strażnika Polaka pilnującego tam Żydów. Niestety, nie udało mu się go odnaleźć.
Po publikacji tego tekstu w redakcji zjawił się mieszkaniec naszej gminy i potwierdził wszystko to, o czym mówił Leo z Teksasu. Powiedział również, że do tego obozu woził ziemniaki. Widział Żydów, którzy pracowali przy regulacji rzeki. Żydzi, gdy zobaczyli wóz z kartoflami, dopadali do niego, chwytali ziemniaki i chowali je do kieszeni. Niemiec krzyczał: bij ich batem!
Nie posłuchał, choć znał niemiecki. Udawał, że nie rozumie. Jeden z Żydów powiedział mu, gdy rozładowywał kartofle, że pilnuje ich Polak, który ich bije. Mój rozmówca powiedział, że tak było. Niemłody już Polak używał wiklinowych witek do bicia po plecach. Dowiedziałam się kim był ów człowiek. W chwili odwiedzin Leo z Teksasu w Wolsztynie już ten człowiek nie żył.
Kim byli szmalcownicy? Szantażowali ukrywających się Żydów, a także Polaków pomagającym im oraz donosili Niemcom.
18 marca 1943 roku Kierownictwo Walki Cywilnej wydało odezwę mająca zahamować proceder szmalcownictwa. „Każdy Polak, który współdziała z ich morderczą akcją, czy to szantażując, czy denuncjując Żydów, czy to wyzyskując ich okrutne położenie lub uczestnicząc w grabieży, popełnia ciężką zbrodnię wobec praw Rzeczpospolitej Polskiej i będzie niezwłocznie ukarany”.
Wkrótce egzekutorzy Armii Krajowej wykonali na nich pierwsze wyroki.
Wypowiedź wspomnianej pani profesor w komercyjnej telewizji, którą przytoczyłam, świadczy także o tym, że z Polaków – ofiar wojny, stara się zrobić katów. Swoją historię od lat wybielają Niemcy. Niedawno kanclerz stwierdził, że Niemcy też byli ofiarą nazistów. A właśnie słowo nazista, a nie Niemiec, używa się, by nie utożsamiać go z Niemcami. Trzeba często przypominać słowa Jana Pawła II. ,,Naród, który nie zna swojej przeszłości, umiera i nie buduje przyszłości”.
Anna Domagalska