Gdy zajaśniała gwiazda, głosząca przyjście na świat Boskiej Dzieciny miało się, według umowy, spotkać w Borsypie, w Babilonii czterech mędrców Wschodu, aby stamtąd razem podążyć do Betlejem. Trzech z nich Kacper Melchior i Baltazar przybyli do umówionego miasta czwarty ,Artaban, nie nadciągnął. Czas jakiś oczekiwali go przyjaciele, lecz nie mogąc się doczekać pozostawili w świątyni pergaminowy zwój prosząc druha, aby za nimi podążył w dalszą drogę.
Dlaczego Artaban nie przybył na czas ? W drodze do Borsypy usłyszał wśród ciemnej nocy wołanie jakiegoś męża o pomoc. Męża tego napadli zbójcy, zabrali mu pieniądze, a jego samego ciężko zranili. Mędrzec poratował go jak mógł. Przyniósł mu wody i tak długo pozostał przy nim aż przyszedł do siebie. A gdy się to stało użalił się mąż i rzekł:
-Zbawco mój, stałem się nędzarzem i chorym, a nie mam nikogo, kto by mi zwrócił moje zrabowane dobro.
Mędrzec miał za pasem trzy klejnoty nieoszacowanej wartości: adamant, rubin i jaspis. Gdy nieszczęśliwy człowiek skarżył się na swoją niedolę usłyszał Artaban wewnętrzny głos : ,,Daj mu jeden z twoich klejnotów ,więc sięgnął za pas wyjął zeń adamant i dał go biedakowi .
– Oby zapłacił ci Pan! – rzekł nieszczęśliwy, głęboką przepojony wdzięcznością. Artaban podążył do Borsypy ,a nie zastawszy tam przyjaciół znalazł w świątyni ich pismo. Pospieszył konno do Betlejem. Gwiazda przyświecała mu obiecująco i doprowadziła go w końcu do świętego miejsca. Niestety i tutaj nie spotkał mędrców. Natomiast Betlejem pełne było rzymskich żołnierzy i rozpaczających matek.
Cesarscy siepacze mordowali pierworodne dziecięta, Gdy Artaban przejeżdżał koło pewnego domu zobaczył jak matka broniła swe dziecię przed przemocą żołdaka, który podniósł w górę krótki miecz. Wszedł więc do domu i łagodnym głosem przemówił do siepacza. Ten jednak odparł surowo: – muszę słuchać rozkazu Heroda! Dawaj dziecko! Wtedy znów w duszy Artabana odezwał się głos: przekonaj go rubinem. Więc wyciągnął zza pasa szkarłatny klejnot i dał go żołnierzowi za życie niemowlęcia.
Uradowana matka błogosławiąc mu, ucałowała kraniec jego szaty. Mędrzec ciągnął dalej, tułał się po Wschodzie i Zachodzie, był na Południu i Północy z górą trzydzieści lat trwało jego pielgrzymowanie, lecz nie znalazł Króla Świata. Z pewnością ukrył się przed nim, z pewnością nie należał do rzędu wybranych, którym dane było oglądać oblicze Pana wszelakiego Stworzenia.
Stary, sterany i zawiedziony przybył wreszcie do Jerozolimy.
– Czy Wielki Król jest w tym mieście? Czy Zbawiciel świata chodzi po tym grodzie – zapytał. Dano mu odpowiedź?
– O tak, jest tu Król Żydowski!
Patrz na tłok. Ciągniemy na miejsce hańby, by widzieć. Jego Ukrzyżowanie!
Szyderczy uśmiech zakończył tę odpowiedź.
Artaban szedł obok hałaśliwej tłuszczy, która tłoczyła się do bramy miasta. – Gdy spojrzał w bok, zobaczył piękne, ze skrępowanymi rękami dziewczę, które z ponurym triumfem prowadził mężczyznę.
Wiódł ją jako niewolnicę, ponieważ ojciec dziewczęcia nie mógł spłacić długu. Mędrzec spojrzał na nieszczęśliwą, w której wzroku wyczytał błaganie: ,,Pomóż mi wyratuj mnie od zguby!”.
Wtedy po raz trzeci usłyszał wewnętrzny głos, który kazał mu oddać ostatni klejnot, aby wykupić dziewczynę. Wyjął więc zzapasa jaspis oglądał go, bo tak bardzo był piękny lecz musiał go oddać. – Wręczył go mężczyźnie i uwolnił dziewczę. Teraz stał się biednym. Nie miał już nic. Dary, przeznaczone dla Najwyższego Króla, ofiarował życiu, które przemówiło doń z nędzy i niedoli.
Nagle zaszło coś niepojętego. Niebo pokryło się kirem i groźbą, ziemia zadrżała, domy poczęły się chwiać i walić., Zdawało się, że cały świat runie z gniewem Wyższych Mocy.
Artaban przeraził się. Za chwilę upadł, ugodzony spadającym odłamem muru stracił przytomność i zdawało mu się że przestaje żyć. Równocześnie miał wrażenie, że spogląda w inny świat i ma widzenie. Oto nagle stanęła przed nim nadziemska postać, niezmiernym opromieniona blaskiem. Dwoje cudnych oczu patrzyło na mędrca, a usta przemówiły głosem, który poprzednio trzykrotnie usłyszał Artaban w swojej duszy.
,,Byłem głodny nakarmiłeś mnie
Byłem spragniony napoiłeś mnie
Wszedłem do ciebie ugościłeś mnie
Byłem nagi przyodziałeś mnie
Byłem chory odwiedziłeś mnie
Byłem pojmany uwolniłeś mnie. Mówię ci: Za prawdę cokolwiek uczyniłeś najmniejszemu z moich braci mnie uczyniłeś”!
Wtedy pośród niewypowiedzianego blasku poznał czwarty mędrzec, że dary jego przyjęto i że skończyła się jego podróż.